O śmierci mówić należy delikatniej. O śmierci nawet milczeć należy nieco delikatniej. Każde słowo wypowiedziane czy pomilczane na temat śmi...

17:35:00 by Kamil Czajkowski
O śmierci mówić należy delikatniej. O śmierci nawet milczeć należy nieco delikatniej. Każde słowo wypowiedziane czy pomilczane na temat śmierci staje się w ustach trudną poezją: mistycznie mroczną, boleśnie prawdziwą - poezją z samego dna człowieczeństwa. Tymczasem nauczyliśmy się mówić o śmierci bezczelnie i milczeć o śmierci bezczelnie. Wulgaryzujemy ją przyprawiając grozą, banalizujemy zaprawiając humorem, milczymy o niej zupełnie tak jakby jej nie było. Patrzymy na nią  beznamiętnym okiem (a trzeba przyznać, że oglądamy jej dużo w kinach i serwisach informacyjnych) i łudzimy się, że oswoiliśmy się tym samym z jej obecnością - ale to tylko pozory. W rzeczywistości halloween'owy kostium w jaki ubraliśmy śmierć, krew którą oblewamy ją na ekranach i śmiech jakim kwitujemy dowcipy o niej, to wszystko tylko uśmierzające tabletki na ból istnienia zakończonego nieznanym. I nie ma w tym jak się zdaje nic nadzwyczajnego ani niedpowiedniego - ludzie próbowali oswoić śmierć jak świat światem. Tylko wydaje mi się, że w tym odwiecznym ludzkim "tańcu śmierci" było też miejsce na pogłębioną refleksję, subtelne słowo prawdy o naszej śmiertelności. 


Pod płaszczykiem przymróżonego oka, jakim na śmierć patrzyli ludzie, kryło się gdzieś głęboko spojrzenie prawdziwe. Przymróżone oko nigdy nie było okiem do końca zamkniętym. Tak by być gotowym gdy śmierć przyjdzie do nas lub do naszych najbliższych. Dziś zdaje się, że to oko zamyknęliśmy na Amen. Na śmierć zapomnieliśmy o umieraniu.  Tymczasem tylko śmierć traktowana poważnie, może stać się źródłem subtelnej nadziei na wieczność. Do końca zbanalizowana śmierć nie jest śmiercią do końca oswojoną. Śmierć nie da się do końca oswoić. Śmierć budzi w człowieku lęk. A nawet najbardziej misternie skrywany lęk przed nią będzie nas popychał do ciągłego podnoszenia własnej wartości i nieskończonych zabiegów wokół siebie po to, by nadać sens swojemu istnieniu "mimo wszystko" - jak postulują w swojej "teorii opanowania trwogi" psychologowie Solomon, Greenberg i Pyszczynski. Może mają rację mówiąc, że całe to kolorowe społeczeństwo, tak roztańczone i rozśpiewane, tak skupione na sobie i przekonujące wszystkich wokół o nieocenionej wartości swojego rozdętego "ja" to w rzeczywistości tylko mały człowieczek uciekający od prawdy własnej śmiertelności. O śmierci należy mówić i milczeć delikatniej, ale należy o niej mówić i milczeć. Na przykład tak:

"Mnie zabije jakiś nóż, Natalię porazi prąd, Juras utonie w jeziorze daleko, daleko stąd. W mistycznym mieście, w twoim domu niedziela budzi się, jak nagła spóźniona czułość - bart życie, siostra śmierć."
Tomasz Budzyński "Kazimierz przez Nałęczów"


"Najpierw pstrąg, a za pstrągiem karp. Potem ja po mnie morski koń, morski pies, a na końcu kot. Nie ma cię - moja śmierć na pięć."
Republika "Śmierć na pięć"

"Nie mogę dziś przyjść, bo już mnie nie ma. Coś mi wypadło, nie powiem „do widzenia”. Szarży pewnego tramwaju jakoś nie odparłem. Dziś raczej nie wpadnę, bo umarłem. A ostrzegli anieli skrzydłami jak te messerschmitty: Niech pan uważa, bo pan umrze...I będzie pan chodził, zabity."

Lao Che "Życie jest jak tramwaj"
Linki:


   

0 komentarze:

Prześlij komentarz