"Podobno każdy ma swój kawałek cienia. Brak cienia jest dowodem nieistnienia." G. Turnau "Kawałek cienia" W dzieci...

06:13:00 by Kamil Czajkowski
"Podobno każdy ma swój kawałek cienia. Brak cienia jest dowodem nieistnienia."
G. Turnau "Kawałek cienia"

W dzieciństwie uwielbiałem, gdy ojciec puszczał mi swoje stare, winylowe płyty. Pamiętam dobrze tamte  niezwykłe fotografie na wielkich kolorowych okładkach - zakrzywione rury na albumie Mike Oldfielda, krzyczącą twarz z płyty King Crimson albo metalowego potwora pożerającego członków zespołu Queen. Przyglądałem się im z zachwytem, podczas gdy ojciec delikatnie wyjmował  czarne krążki, majestatycznie wycierał je chusteczką i wprowadzał mnie w niezwykły świat muzyki i poezji. Szczególnie zapadły mi w pamięć utwory Leonarda Cohena i ciepłe brzmienie jego gitary okraszone gęsto trzaskami  igły gramofonu ojca. Nie rozumiałem treści angielskich tekstów, ale tata tłumaczył mi je posługując się swoimi pożółkłymi notatkami. Dziś uśmiecham się gdy wspominam, że o tytule utworu "Death of the ladies man" mówił "Śmierć bawidamka". Nie miałem pojęcia co znaczy słowo "bawidamek" ale brzmiało ono łagodnie i kojarzyło się z zabawą. Po latach szukałem tego przekładu w internecie, ale za nic nie mogłem go znaleźć. Minęło nieco czasu zanim natrafiłem na piosenkę "Śmierć dziwkarza" w przekładzie Macieja Zębatego i skojarzyłem, że to ten sam utwór. Ojciec nauczył mnie jasnego piękna życia - jego ciemną brzydotę poznałem sam - może dlatego właśnie ona tak mnie wciąż pociąga i jestem do niej tak przerażająco mocno przywiązany.

Wiele psychologicznych koncepcji człowieka zawiera myśl o pewnej istniejącej w każdym z nas ciemnej sferze, która pociąga i przeraża zarazem. Freudowskie ID, Jungowski Cień, wyuczone behawioralne mechanizmy domagające się zaspokojenia naszych najbardziej zwierzęcych ewolucyjnie potrzeb - różnie ujmowana w różnych paradygmatach psychologii brzydota człowieczeństwa zajmowała i zajmuje badaczy ludzkiej natury.

Pamiętam z jakim dreszczem podniecenia pochłaniałem  powieści Dostojewskiego. Prowadzony przez niego poprzez mroczne ulice Petersburga czułem się jak przyłapany na czymś niestosownym chłopiec. Chłopiec, który nie chce się wstydzić tej niestosowności, ale po raz pierwszy przyznać się do niej dumnie. Odkrywałem mroczne zaułki człowieka, ale ten mrok zamiast mnie przerażać - bardziej fascynował. Mój dziecięcy świat z wyraźnie dotąd odzielonymi od siebie czernią i bielą zaczął nagle przybierać wszystkie odcienie szarości, a szarość ta wydawała mi się tak bardzo prawdziwa. Tak prawdziwa, że rodziło się pragnienie wypróbowania także tkwiącego we mnie głęboko idealistycznego wysterylizowanego "sacrum" - sprawdzenia też jego prawdziwości. I w tej próbie okazywało się, że "sacrum" stawało się prawdziwe dopiero w zestawieniu z "profanum", że człowiek stawał sie prawdziwy dopiero w rozwarciu między tymi dwoma. Odkrycie własnego cienia stało się warunkiem zaistnienia.

Piszę o tym nie po to, by gloryfikować mork, by mówić, że skoro jest konieczny jest także dobry, by mieszać cień z jasnością. Bynajmniej. Nie mam zamiaru głosić ralatiwizmu prawdy i dobra. Prawda nie leży po środku, tylko leży tam gdzie leży - mawiał mój przyjaciel. Chodzi mi raczej o to, że warto dostrzec w sobie to ludzkie rozdarcie. Dostrzec to znaczy właśnie wyraźnie oddzielić światło od ciemności, ale zgodzić się też na to, że nie wystepują one w człowieku w czystej postaci. Świętość miesza się w nas z grzechem, a szlachetność z łotrostwem. Takie odkrycie rodzi pokorę. Rodzi potrzbę potepienia bądź zbawienia. Odpina nam skrzydła z rąk i zdejmuje demoniczne rogi z głów. Czyni nas ludźmi. Przypomniał mi sie wiersz, który kiedyś napisałem:
Kamil Czajkowski "Człowiek" Poznań 2007 
"Bywają bowiem sny urojone, z których nie łatwo się obudzić".

Wyśnił dla siebie skrzydła.
Wiele miał z tym kłopotu,
Bo był do ziemi stowrzony
Bardziej niż do lotu.

A wystawiając owe dziwo
na ludzkie widowisko.
Oklaski zbiorę chociaż - myślał.
Wziął pośmiewisko.

Więc miotać zaczął się w rozpaczy
by wyśnić na powrót ręce.
A wystarczyło mu - obudzić się.
Nic więcej.

Jeszcze jedno wspomnienie z dzieciństwa z ojcem w roli głównej. Gdy uczył mnie rysunku - rzeczy ktorej nigdy tak naprawdę nie nauczyłem sie dobrze - zapytałem go: "Tato, jak szkicując za pomocą czarnego węgielka pokazać, że coś na rysunku jasno świeci". Dał mi wtedy radę, która oprócz plastycznej wiedzy przekazała mi życiową mądrość: "Otocz białe pole dookoła ciemnym cieniem, a zobaczysz jak będzie jasne". 
Linki:

1 komentarz:

  1. Piękna końcówka.. Też zajmowałem się rysunkiem i zwróciłem uwagę na to samo zjawisko- rysunku nie tworzy jedynie czerń ołówka ale i biel papieru.
    Kojarzy mi się stwierdzenie, które padło w "Rozmowach z Bogiem" N.D. Walsch'a: "Aby doświadczyć swej świetności musi poznać świetność. Jednak poznać jej nie może, jeśli nie ma nic oprócz świetności"

    OdpowiedzUsuń