„Tylko nakremuj ją przed wyjściem tym...” - mówi żona na odchodne przypominając po raz trzeci. Szarpiąc się z odpinaniem bodów i rozmazuj...

14:24:00 by Kamil Czajkowski
„Tylko nakremuj ją przed wyjściem tym...” - mówi żona na odchodne przypominając po raz trzeci. Szarpiąc się z odpinaniem bodów i rozmazując biały krem w wełniany koc, na którym w bezradnym akcie buntu wije się Anielka refleksje psychologiczne snują się same. Sama pojawia się także myśl filozoficzna na temat sposobu rozumienia dzieciństwa na przestrzeni dziejów i praktycznych implikacji założeń na temat roli dziecka i roli rodzica we współczesnej kulturze. Zachowanie dziecka wydaje się być do granic możliwości racjonalne. Anielka widzi to mniej więcej tak: „Ojciec obiecał, że pójdziemy nad morze poskakać na piachu i pomoczyć nogi w białych falach. Jest to bodziec przyjemny, w najwyższym stopniu przeze mnie pożądany i nie ma w tym nic dziwnego, że nie mogę się go doczekać. Wyrywam się więc w stronę drzwi i wykonuję gest „Papa”. Tymczasem co zrobił ten mój nielogiczny ojciec – zamiast ubrać, rozebrał mnie, położył nago na szorstkim kocu i wciera mi w ciało zimne mazidło.” Moja postawa wydaje się jej do granic możliwości nieracjonalna. Nie widząc jednak możliwości wytłumaczenia jej zasad fizyki dotyczących wpływu promieni słonecznych na jej delikatną skórę, ani przedstawienia ewentualnych konsekwencji poparzenia, nieprzespanej nocy i odłażącej z ciała skóry, poprzestaję na argumencie siły. Ściskając małe nóżki w swoich wielkich dłoniach, utwierdzam córkę w przekonaniu, że jestem bezrozumnym Yeti, wykorzystującym przewagę fizyczną po to, by uprzykrzyć jej życie. W akcie słusznego buntu krzyczy więc. W mojej głowie rodzą się pytania:

1. Czy powinienem siłą złamać bunt, wiedząc, że krem służy jej dobru choć mała tego nie rozumie? 2. Czy taka wiedza upoważnia mnie do ingerowania w jej osobistą wolność do stanowienia o sobie? 3. Może powinienem ulec i pozwolić jej zadecydować, a potem ponieść przykre konsekwencje poparzenia?
4. Może wreszcie powinienem wyłożyć jej wszystkie moje argumenty, wytłumaczyć swoje postępowanie i po partnersku znaleźć kompromis?

W kontekście nacierania małego dziecka kremem pytania te wydają się absurdalne - specjalnie jednak posłużyłem się zabiegiem sprowadzenia do absurdu, aby pokazać na czym polega sam mechanizm. Powyższe pytania wracają bowiem bardzo szybko wraz z rozwojem dziecka i stają się całkowicie poważne. Postawione wobec zbuntowanego trzylatka czy dyskutującego przedszkolaka tracą swój absurdalny wymiar. Pytania te - to tak naprawdę kwestia pewnej zasadniczej postawy wobec dzieciństwa i dziecka.

Wraz ze zmianami cywilizacyjnymi można zaobserwować zmiany w poglądach na dziecko i na okres dzieciństwa w rozwoju człowieka. Średniowiecze cechowało się niewielką wrażliwością na dziecko jako takie. Wysoka dzietność, a także wysoka umieralność dzieci sprawiała, że dzieciństwo postrzegane było jako okres bez jakiegokolwiek odniesienia do dorosłości (dzieciństwo poza dorosłością). Począwszy od XVI wieku postawa ta zastępowana jest odkrywaniem dzieciństwa jako pewnej zamkniętej formy życia z określoną subkulturą (dorośli dla dziecka). W wieku XIX dziecko staje się przedmiotem społecznej troski (dziecko wśród dorosłych). Wiek XX przynosi zainteresowanie dzieckiem jako przedmiotem badań i oddziaływań dorosłych (dziecko wśród dorosłych). Obecnie dziecko jawi się jako aktywny pełnoprawny członek społeczności (dziecko jako partner dorosłego). Nie infantylizuje się dziś przesadnie świata dzieci. Nawet ich stroje czy wystrój pokoju zaczęły być coraz w większym stopniu upodabniane do tego ze świata dorosłych. Można zaobserwować społeczną tendencję do traktowania nawet bardzo małych dzieci jako partnerów. Obecnie dzieci to po prostu „mali dorośli”.

W konsekwencji tych zmian światopoglądowych wchodzenie w relację z „małym dorosłym” z pozycji autorytetu i narzucanie dziecku swojej woli zaczyna być postrzegane jako ingerencja w jego prawa i wolność. O ile jednak potraktowanie dziecka z pozycji równoległej   i partnerskie uzgodnienie z nim decyzji dotyczącej wyboru balonika z helem nie budzi moich wątpliwości, to już takie traktowanie dziecka w przypadku np. decyzji o charakterze moralnym budzi moje najszczersze zaniepokojenie. Ale o kwestiach rodzącej się moralności w następnym wpisie. Myślę, że będąc rodzicem warto zadać sobie pytanie o swoją zasadniczą wizję dziecka i dzieciństwa, by lepiej rozumieć swoje niejako wyjściowe ustosunkowanie do własnego dziecka.

A wy co myślicie o traktowaniu dzieci jako "małych dorosłych" i przyznawanie im równorzędnego statusu partnera w wychowaniu? Zapraszam do dyskusji w komentarzach...

0 komentarze:

Prześlij komentarz