Hamlet: "Dania jest więzieniem." Rozenkranc: "Nie myślę tak mości książę." Hamlet: "Więc dla ciebie nie jest nim...

22:13:00 by Kamil Czajkowski
Hamlet: "Dania jest więzieniem." Rozenkranc: "Nie myślę tak mości książę." Hamlet: "Więc dla ciebie nie jest nim. Nic nie jest złe lub dobre samo przez się, tylko myśl nasza czyni to i owo takim. Dla mnie Dania jest więzieniem." Wiliam Shakespeare - Hamlet

Trybunał konstytucyjny, legalizacja aborcji, katastrofa smoleńska - tematy, które zdominowały ostatnio przestrzeń debaty publicznej mają jedną wspólną cechę: malując niezwykle ostre i wyraźne czarno-białe ramy rzeczywistości polaryzują społeczeństwo do tego stopnia, że stojąca pośrodku - w sferze odcieni szarości - mniejszość czuje się już nie tylko niezręcznie, ale wręcz niestosownie. I jak tu powiedzieć, że widzi się rzeczy inaczej. A jak pokazują badania psychologiczne, widzimy inaczej. Inaczej niż inni i inaczej niż myślimy.
Zadający pytania, poddający w wątpliwość i chcący rozważyć argumenty obu stron czują się nierzadko niemalże napiętnowani pewnością tych "którzy wiedzą na pewno". Mamy więc "zdrajców ojczyzny" i "mężów stanu", mamy "świętych męczenników" i "morderców nienarodzonych", mamy wreszcie "największą zbrodnię w historii" i "nieszczęśliwy wypadek". I znowu - jak pisałem już w swoim wcześniejszym poście - "Pomiędzy Dalekim Wschodem a Dzikim Zachodem." są tylko oceany ignorancji, bezmyślności i tępoty umysłowej, a słuchając wymiany argumentów między stronami trudno ocenić czy to "Bohaterstwo rozmowy czy popołudniowy trening tenisa". 



"Pozwólcie, drodzy Członkowie, że odwzajemnię się Wam kilkoma uwagami na temat czynności, której się oddajecie, to jest sztuki dyskutowania.(...) Udajemy przed innymi i przed sobą, że idzie nam o prawdę, gdy w rzeczywistości prawda jest jedynie pretekstem do naszego osobistego wyżycia się w dyskusji, dla naszej krótko mówiąc, przyjemności. Gdy gracie w tenisa, nie usiłujecie wmówić w nikogo, że idzie wam o coś innego poza grą – ale, gdy przerzucacie się argumentami, nie chcecie przyznać, że prawda, wiara, światopogląd, ideał, ludzkość albo sztuka stały się piłką i w gruncie rzeczy ważne jest kto kogo pokona, kto zabłyśnie, kto się wykaże w owym starciu, tak mile zapełniającym południe."
"W obliczu zagrożenia wartości i tożsamości swojej własnej grupy dąży się do obwiniania i pomniejszania wartości grupy obcej. To zjawisko polaryzacji w mechanizmach grupowych idealnie przedstawił w klasycznym już badaniu Muzafer Sherif, który zupełnie losowo podzielił uczestników obozu dla młodzieży na dwie grupy: "Orłow" i "Grzechotików". Już po kilku dniach trwania trudnych warunków obozu doskonale dało się zaobserwować jak grupy różnicują się i jak przypisują zalety własnej grupie a najgorsze cechy grupie obcej jedynie na podstawie stworzonej sztucznie przynależności. Poglądy grupy obcej widzi się jako bardziej skrajne, bardziej jednolite i bardziej oddalone od naszych niż są w rzeczywistości. Uskrajniamy poglądy naszych oponentów. W efekcie z ust poważnych uczestników debaty publicznej dowiadujemy się, że in vitro to hodowla, homoseksualiści mają po kilka tysięcy partnerów seksualnych w ciągu życia, a z drugiej strony, że katolik nie uznaje odkryć naukowych w kwestii ewolucji i wielkiego wybuchu, a według papieża seks jest złem koniecznym i powinno się go uprawiać tylko pod kołdrą przy zgaszonym świetle. Jest więc tylko Daleki Wschód i Dziki Zachód – nie ma świata pomiędzy."
Dość dobrze zostały przez psychologów społecznych opisane mechanizmy tak zwanego naiwnego realizmu. Jest to błędne przekonanie, że nasze sądy o świecie społecznym są bardziej obiektywne i mniej podatne na wpływ otaczających nas "innych" niż są w rzeczywistości. Powszechnie zdajemy się ignorować kontekst społeczny naszych sądów i decyzji, a jesteśmy święcie przekonani że pozostajemy ich niezawisłymi i samodzielnymi autorami. Legendarny jest już eksperyment Solomona Ascha z 1952 roku, który wykazał, że kontekst społeczny ma o wiele silniejszy wpływ na nasze osądy niż bodźce dostarczone nam przez zmysły. Badany stał przed prostym zadaniem - miał ocenić, która z pokazanych mu linii jest krótsza, a która dłuższa. Udawało mu się to bezbłędnie, gdy był w pomieszczeniu sam z eksperymentatorem. Gdy jednak pozostawał w towarzystwie tajnych pomocników eksperymentatora udzielających błędnych odpowiedzi, okazywało się, że badany poddawał w wątpliwość osąd własnych zmysłów i ulegał opinii owych nieznanych sobie ludzi. Ktoś może stwierdzić, że badani byli przekonani co do osądu swoich zmysłów, a tylko bali się ujawnić odmienne stanowisko przed szerszym gronem. Okazuje się jednak, że wpływ społeczny nie tylko jest źródłem prostego konformizmu wynikającego z lęku przed ostracyzmem, ale potrafi głęboko zaburzyć nasze postrzeganie. Psychologia postaci i badania Kurta Lewina dowiodły, że percepcja nie jest przez nas po prostu biernie odbierana, lecz jest przez nas aktywnie konstruowana. Jest mnóstwo społecznych, kulturowych, rozwojowych czynników, które głęboko wpływają na to jak i co widzimy oraz jak i co słyszymy. Oczywiście nie będąc świadomi wszystkich tych czynników zaczynamy być pewni, że widzimy rzeczy obiektywnie. To właśnie jest naiwny realizm.

W innym klasycznym eksperymencie turecki psycholog Muzafer Sherif wykorzystał tak zwany "efekt kinetyczny" - czyli zjawisko tego, że w ciemnym pomieszczeniu bez ram odniesienia nieruchomy punkt świetlny wydaje się obserwatorowi poruszać. W badaniach okazało się, że opis ruchu jakiego dokonywali obserwatorzy pozostawał w ścisłej zależności od przynależności do grup  oraz od opinii innych. Oczywiście nie było obiektywnego ruchu, gdyż punkt w rzeczywistości stał w  miejscu. Całkowicie więc subiektywna rzeczywistość percepcyjna dla jednych i drugich wyglądała zupełnie inaczej. Osobiście uznaję pogląd, że choć bezsprzecznie istnieje obiektywna rzeczywistość, bywa ona bardzo często trudno dostępna. Poruszamy się na co dzień w świecie różnej wagi prawdopodobieństw, przypuszczeń, sądów i ocen. Nie byłem w ubiegły czwartek w sejmie w czasie słynnego głosowania "na cztery ręce" i nie widziałem, ani nie słyszałem jak ono przebiegało. Mam jedynie do dyspozycji opisy, oceny światków, zapisy kamer, komentarze publicystów, wypowiedzi dwóch stron konfliktu. Okazuje się, że nie tylko moja ocena sytuacji jest zależna od tego szerokiego kontekstu, ale także moja percepcja - to jak widzę i słyszę.

Fakt wpływu kontekstu społecznego, naszych postaw, doświadczeń, sympatii i antypatii na percepcję, doskonale ilustruje przykład meczu piłkarskiego. Oto te same zagrania są oceniane jako czyste, bądź niezgodne z zasadami, w zależności od sympatii do konkretnej drużyny obserwatorów i ich przynależności narodowej. To nie tak, że kibice widzą mecz obiektywnie, a tylko zniekształcają swoje sądy i oszukują, że nie widzą tego, co w przecież doskonale widzieli. Eksperymenty psychologiczne pokazują, że w rzeczywistości widzą oni te same zagrania, zupełnie inaczej. Kibice przeciwnych drużyn w zasadzie obserwują dwa odmienne mecze. Wspaniałe badania z wykorzystaniem tego przykładu przeprowadzili w 1954 roku Hastorf i Cantril.

Śmiem twierdzić, że zwolennicy obecnej władzy i jej przeciwnicy w rzeczywistości obserwują dwóch zupełnie różnych panów Jarosławów Kaczyńskich, słyszą zupełnie inaczej te same wypowiedzi pana Ryszarda Petru, a w maszerującym tłumie KOD lub tłumie na miesięcznicy smoleńskiej widzą absolutnie inne twarze. Utwierdzam się w tym przekonaniu słuchając codziennie dyskusji, w których jedna ze stron atakuje coś, czego druga w zasadzie wcale nie broni, za to ta odpowiada ripostą na coś, co wcale nie zostało powiedziane.

Ponieważ zacząłem wzniośle od Hamleta a wdałem się w upadłą politykę, pozwolę sobie równie wzniośle i z nawiązaniem do Duńskiego księcia skończyć:

"Ani nam witać się ani żegnać. Żyjemy na archipelagach. A ta woda - te słowa, cóż mogą, cóż mogą książę" Zbigniew Herbert - Tren Fortynbrasa.

      

0 komentarze:

Prześlij komentarz