Kiedy oddaję swój samochód do mechanika oczekuję prostych odpowiedzi. Chcę wiedzieć który z elementów nie działa, dlaczego tak się stało,...

22:36:00 by Kamil Czajkowski
Kiedy oddaję swój samochód do mechanika oczekuję prostych odpowiedzi. Chcę wiedzieć który z elementów nie działa, dlaczego tak się stało, na czym będzie polegała naprawa i ile mnie to będzie kosztowało. Udając się do lekarza chcę usłyszeć jasną diagnozę, fizjologiczne jej uzasadnienie i rekomendację odpowiedniego leczenia. Jeśli pytam fizyka o siły działające na zbudowany właśnie most, chemika o skład żywności, którą spożywam, albo ornitologa o zachowania lęgowe pingwinów - oczekuję prostej, opartej na twardych naukowych dowodach odpowiedzi. Odpowiedzi nie pozostawiającej miejsca na żadne dwuznaczności. Most albo wytrzyma ciężar przejeżdżającego po nim pociągu, albo się zawali, żywność albo okaże się szkodliwa dla organizmu, albo mu nie zaszkodzi, a pingwiny rozmnażają się tak, jak się rozmnażają, albo robią to w zupełnie inny sposób. Czego natomiast oczekuję zadając pytanie psychologowi? Co chcę usłyszeć pytając na przykład o powody dla których moje dziecko zachowuje się w nieakceptowalny przeze mnie sposób, kiedy chcę wiedzieć dlaczego Duńczycy są statystycznie bardziej szczęśliwi od innych narodów, lub chcę ustalić który z pracowników będzie bardziej wydajny pracując na konkretnym stanowisku?

1. Jakiej wiedzy oczekujemy i jakie mamy do niej podejście?

Chyba nie można dziwić się pytającym, że per analogia oczekują od psychologa tak samej fachowej odpowiedzi jak od mechanika, fizyka, chemika czy ornitologa. To oczywiste, że pytający chce traktować wypowiedź psychologa na temat natury zachowań ludzkich podobnie jak wypowiedź inżyniera na temat wytrzymałości zbudowanego mostu. Żyjemy w czasach, w których wiedza ekspercka na temat różnorodnych zagadnień jest zwykle naprawdę na bardzo wysokim poziomie. Latamy w kosmos, tworzymy modele sztucznych inteligencji, przeszczepiamy skomplikowane narządy. Gdy obserwujemy na co dzień rozwój cywilizacyjny, widząc w jaki sposób ludzie poznali i przekształcili świat, podporządkowując go sobie, możemy ulec złudzeniu, że "natura rzeczy" nie ma już przed nami tajemnic, że wszystko już zostało poznane i dokładnie zbadane, że brak jest białych plam na mapie naszego świata. Postępująca technicyzacja niemal każdej dziedziny życia sprawia, że za wiedzę jedynie naukową uznajemy wiedzę ścisłą, precyzyjną cechująca się prostotą logiczną. Wiedza spekulatywna, ogólnikowa pozostawiająca pole do szerokiej interpretacji zostaje przez nas odrzucona jako nieużyteczna. Tym samym powszechnie szeroko przyjęta została pragmatyczna teoria prawdy, wedle której miarą prawdziwości stawianych tez jest stopień ich użyteczności. Dodatkowo podzielne dziś przez wielu podejście do wiedzy naznaczone wydaje się być silną potrzebą domknięcia poznawczego, wynikającą z przeciążenia informacyjnego o którym pisałem w artykule: "Gdy wszystko chce znaczyć, nie znaczy nic, czyli o pustce bijącej z przesytu. Negatywne skutki przeciążenia informacyjnego dla funkcjonowania ludzkiej psychiki".

Płynąc z prądem informacyjnego strumienia, który wlewa się do naszego życia każdego dnia bronimy się przed ostatecznym przez niego zatopieniem. Stawianie oporu w postaci weryfikowania każdej informacji wyczerpuje nasz organizm. Bezpieczniejsza i bardziej wydajna wydaje się więc być bierność. Smutny dylemat tonącego, który woli biernie dryfować na fali informacji, niż miotać się w bezładnej, nieprzynoszącej żadnego efektu szamotaninie dociekania. Tonąc w nurcie wzburzonych informacji oddalamy się coraz bardziej od brzegu prawdy.

Mechanizm potrzeby domknięcia poznawczego manifestuje się wyborze pierwszej opinii, która wydaje się tłumaczyć niejednoznaczną sytuację bez zwracania większej uwagi na jej jakość. Wybrana w ten sposób informacja zostaje bardzo szybko włączona do istniejących struktur wiedzy, dzięki czemu staje się ona niezwykle odporna na zmianę, nawet  gdy  okazuje  się,  że  nie  tłumaczy ona dobrze  sytuacji  lub  gdy  pojawiają  się nowe  informacje,  które  podważają  początkowe  sądy.

2. Jak wobec tego wszystkiego ma się wiedza psychologiczna?

Jak wobec technicyzacji wiedzy, akcentowania jej pragmatycznego wymiaru oraz powszechnej potrzeby domknięcia poznawczego ma się wiedza psychologiczna. Otóż czytając kolorowe magazyny, oglądając telewizje śniadaniowe, obserwując kwitnący rynek szkoleń coachingowych oraz sądząc po uginających się pod ciężarem różnorodnych poradników półkach księgarni można powiedzieć, że ma się wprost świetnie. Psychologia szeroko obecna w przestrzeni publicznej, popkulturze, blogosferze, świecie portali społecznościowych oraz w zaprzegnieta w tryby większych czy mniejszych korporacji, w myśl zasad ewolucji idealnie adoptowała się do zmieniającego się środowiska. Przyjęła pozę nauki bardzo fachowej, konkretnej - żeby nie powiedzieć "technicznej" wręcz. Bardzo odważnie mówi o prawach, rości sobie pretensje do daleko idących ocen i z dużą dozą pewności tłumaczy zjawiska. Rzadziej wprawdzie przewiduje  mający nastąpić bieg wydarzeń, ale jeśli to już robi to bez mrugnięcia okiem. Tego oczekują pytający i to otrzymują. Pobyt na wiedze i dostosowana do niej podaż. Prawa rynku są bezlitosne. Pamiętam jak w czasie studiów na jednym z wykładów wypowiedziałem się w taki właśnie fachowy, pewny, konkretny sposób. Usłyszałem wtedy od pewnego profesora, którego bardzo szanuję słowa, które zabrałem ze sobą na zawsze: "Gadasz Pan jak za przeproszeniem psycholog z TVN'u".

3. Jaką wiedzą dysponuje zatem psycholog?

Jestem przekonany, że chcąc stanąć w prawdzie o posiadanej wiedzy psycholodzy nie wytrzymaliby konfrontacji z twardymi prawami rynku współczesnego zapotrzebowania na wiedzę. Głównym narzędziem dowodzenia współczesnej psychologi jest wciąż statystyka. A ze statystyką jest tak jak ze mną i z psem. Idąc z nim na spacer statystycznie mamy po trzy nogi, co nic nie mówi ani o mnie ani o moim psie. O statystycznych pułapkach psychologii pisałem już wcześniej: "Co jeśli w człowieku jest człowieka więcej niż 100%":

"Współczesny psycholog na roli nauki orze twardą glebę prawdy narzędziami przypominającymi nieco te używane przez człowieka pierwotnego: powiązana sznurkami kamienna motyka psychometrycznych testów i drewniany pług badań statystycznych. Tymczasem ukazując owoce swojej pracy przed światem wypina dumnie pierś niczym przodownik pracy na radzieckim kombajnie. I jak mu się dziwić, kiedy cały świat czeka zgłodniałe na jego szokujące doniesienia, na nowinki, na sensacje ze świata nauki. Przed taką presją staje ten biedny psycholog-kmiecik z motyką w ręku i prezentując wydłubanego z ziemi malutkiego kartofelka wygłasza wielkie teorie o wielkich ziemniakach. A ludzie pochwycą to i z chęcią przerobią na długaśne do granic możliwości frytki z McDonalda. Bo współczesna nauka przypomina fast foody - nie ważne czy to zdrowe, prawdziwe i odżywcze, ważne że smaczne i w kolorowym pudełku"

Tymczasem wiele dowiedzionych praw psychologicznych zachodzi jedynie pod pewnymi warunkami, w pewnych środowiskach, przy zachowaniu pewnych okoliczności. Generalizowanie wielu z nich na całą populację i wszystkie możliwe sytuacje to zwyczajne nadużycie. Wielu badań psychologicznych nie udaje się powtórzyć. Bardzo niewiele jest ogólnieakceptowalnych stanowisk psychologicznych w środowisku samych psychologów. Wręcz przeciwnie, większość teorii hołubionych przez pewną grupę psychologów jest całkowicie zaprzeczana przez drugą grupę. Jeśli zadasz pytanie psychologowi pracującemu w nurcie psychodynamicznym usłyszysz całkowicie inna odpowiedź niż z ust psychologa preferującego nurt poznawczo behawioralny, skrajny behawiorysta powie jeszcze coś innego, a psycholog społeczny doda swoje pięć groszy. To wszystko sprawia, że jako psycholog sam nie wiem do końca co właściwie znaczy "stanowisko psychologów" w jakiejś sprawie.

Tytułując wpis nie miałem na celu nikogo obrażać lub umniejszać czyjejś wiedzy. Szczerze współczuję kolegom po fachu wypowiadającym się w rzeczonej stacji telewizyjnej. Wierzę, że wielu z nich posiada bardzo szeroką wiedzę i ma wiele do powiedzenia. Jak jednak w żelaznym reżimie antenowego czasu zmieścić wszystkie te didaskalia: "z pewną dozą prawdopodobieństwa można stwierdzić", "przeglądając publikacje tych a tych badaczy, którzy zaobserwowali takie a takie zależności, w takiej a takiej grupie badanych można wysnuć wniosek", "statystycznie można zaobserwować pewne tendencje". Nieciekawe to. Mało eksperckie. Mało użyteczne. Co z tego, że psycholodzy wiedzą coś tam o naturze zachowań o ich genezie i konsekwencjach. Co z tego, że potrafią jakoś tam wpływać na pewne zachowania i coś tam korygować, skoro nie wiedzą nic na pewno, nie mają prostych rad, nie umieją przewidzieć ze 100% pewności. Cóż, pozostaje zatem zrobić dobrą minę do złej gry i pełnym pewności głosem eksperta w krótkich, a zdecydowanych sądach udowadniać na łamach prasy, internetu i telewizji, że psycholodzy nie gęsi też swój naukowy, ekspercki i medialny język mają.     

1 komentarz: