Psychologia czyli nauka o "psyche". Słowo to pochodzące ze starożytnej greki oznacza duszę lub ducha - tyle  wiemy z nauki ...

21:50:00 by Kamil Czajkowski
Psychologia czyli nauka o "psyche". Słowo to pochodzące ze starożytnej greki oznacza duszę lub ducha - tyle  wiemy z nauki o języku. Lecz co tak naprawdę oznacza słowo "duch" lub "dusza"? Na to pytanie znajomość języka nie daje nam już odpowiedzi. W literaturze psychologicznej słowa te używane są w wielu kontekstach: mówi się o duchowym cierpieniu - u chorych na depresję, o pogodzie ducha - w określeniu nastroju, o wymiarze duchowym człowieka - mając na myśli jego sferę psychiczną itd. Jednak „duch” i „dusza” pierwotnie należały do terminologii teologicznej i dziedziny duchowości. Czy aby na pewno w obu przypadkach używając słowa „duch” i „dusza” mamy więc na myśli to samo? "Dobry psycholog wie kiedy odesłać do księdza, a dobry ksiądz wie kiedy odesłać do psychologa." - słowa z wykładów prof. Anny Gałdowej wspomina mój znajomy zakonnik i dodaje: "Jest sfera duchowa i sfera psychiczna, i nie wolno pierwszej sprowadzić do drugiej i na odwrót." Czy psychologia zamierza wyprzeć religię - jak to przedstawia w swojej książce "Psychologiczne uwiedzenie" William K. Kilpatric? Czy może życie duchowe i życie psychiczne człowieka, to w gruncie rzeczy jedno i to samo  - jak postulują ateiści. Czy może wreszcie psychologia i religia, to dwie niezależne sfery i należy dbać o ich odrębność oraz niezależność? Wielogłos odpowiedzi na te pytania sprawia, że tylko jedno w tej kwestii jest pewne: granica między tym gdzie kończy się kozetka, a zaczyna się konfesjonał jest bardzo cienka. 

Chcąc wytyczyć więc ową subtelną granicę między tym gdzie kończy się to co religijne, a zaczyna to co psychologiczne należy najpierw wyznaczyć w człowieku dwie sfery - świat „zoo” i świat „teo”. Ten pierwszy jest poznawalny na drodze badań empirycznych i rządzą nim prawa biologii, fizyki i chemii. Sfera „zoo” człowieka określona jest jego ewolucyjnym pochodzeniem ze świata zwierząt. Nie sposób zaprzeczyć jej obiektywnemu istnieniu i jest ona uznawana przez wszystkich ludzi bez wyjątku. Inaczej jest ze sferą „teo” człowieka. Jej istnienie postulowane jest jedynie przez ludzi wierzących i określona jest ona przez prawdy wyznawanej przez nich religii. Jej istnienie bynajmniej nie stoi w sprzeczności ze zdrowym rozsądkiem, gdyż nie dowodzi się go w oparciu o metody naukowe. Poznawana i opisywana jest w perspektywie wyznawanej przez człowieka wiary. Przyjmując taki porządek rzeczy możemy zaklasyfikować poszczególne wymiary człowieka do wyznaczonych wcześniej sfer. I tak procesy poznawcze, język, emocje, instynkty – bez większego wahania zaklasyfikujemy do sfery „zoo”. Tymczasem takie pojęcia jak działanie nadprzyrodzonej łaski, zbawienie, życie po śmierci – bezsprzecznie przypiszemy do sfery „teo”. Wydawać by się mogło, że podział jest jasny, a granica między tym duchowe w znaczeniu psychologicznym, a tym co duchowe w ujęciu religijnym jest wyraźna. Nic bardziej błędnego.

Trudności klasyfikacyjne zaczynają się gdy zechcemy przyporządkować do wyznaczonych powyżej kategorii takie zagadnienia jak na przykład moralność, wola, wartości, miłość. Ci którzy nie uznają sfery duchowej w jej religijnym ujęciu nie mają kłopotu z klasyfikacją, gdyż wszystko należy dla nich do sfery psychologicznej. I tak miłość, system wartości i wolę człowieka próbują badać i opisywać narzędziami ze świata „zoo”. Wydaje się, że nie ma w tym żadnych nadużyć. Tymczasem w praktyce psychologia penetrująca obszary graniczne między światem „zoo” i „teo” bardzo często przekracza tę granicę. Przyjmuje terminologie religijną, odchodzi od empirycznej metodologii i traci swój naukowy charakter. Czytając tego typu publikacje ma się wrażenie, że jest to traktat duchowy o charakterze religijnym jednakże postulujący brak religii i jakiegokolwiek boga. Takie znamiona nosi np. rozpowszechniony obecnie na szeroką skalę nurt psychologii pozytywnej. Przychodzi mi na myśl postać uciekającego papieża z filmu „Habemus Papam”, który w rozmowie z psychologiem dowiaduje się, że jego duchowe rozterki są spowodowane „zafiksowaniem na punkcie deficytu opieki rodzicielskiej”. Psycholog diagnozujący problemy natury religijnej, opowiadający o medytacji i duchowej równowadze, próbujący wskazywać sens życia i pomagający odnaleźć szczęście w kosmicznej harmonii staje się - mówiąc delikatnie - nieprofesjonalny. Nadużycia występują jednak po obu stronach.  Wyznawcy różnych religii i duchowości przekraczają granicę niemniej często i nakładają na problemy natury psychologicznej różnorodne duchowe nakładki. Duszpasterze wygłaszający religijne pouczenia o grzechu i potępieniu borykającym się z zaburzeniami sfery seksualnej czy egzorcyzmowanie psychiczne chorych to tylko niektóre wypaczenia przedstawicieli świata „teo”.        
 
W większości spornych przypadków należy więc uznać, że dany obszar należy po części do sfery „zoo”, a po części do sfery „teo”. W związku z tym dobrze jest ważyć słowa i dookreślać ich znaczenie, tak by nie pomieszczać sensu. „Psyche” jest obszarem granicznym między dwiema sferami człowieka i trzeba mieć się na baczności, by owej granicy zwyczajnie nie przegapić. Ważne by w przypadku posługiwania się takimi słowami jak dusza i duch – zarówno wypowiadający je jak i słuchacz wiedzieli, co dokładnie mają na myśli. "Oddaj księdzu co boskie, a psychologowi co ludzkie". Tak by było idealnie. Ale, że jakoś to się w człowieku miesza i przeplata, stąd niełatwo oddzielić i stąd jesteśmy skazani na tyle błędów zarówno księży jak i psychologów.

1 komentarz:

  1. Dla mnie jednym z przykładów niebezpiecznego balansowania na granicy świata "zoo" i świata "teo"( btw sam ukułeś te terminy?) jest książka "Inteligencja duchowa" Danah Zohar, Ian Marshall. Interesująca pozycja, ale autorzy opisując np. "punkt Boga" jako neurofizjologiczną podstawę duchowości- według mnie dali się uwieść psychologii, jakby to mógł ująć Kilpatric.

    OdpowiedzUsuń