"Ależ dziś zimno, zawsze w takie dni myślę sobie o tych wszystkich pieskach, które tak marzną na mrozie." - troska w głosie ko...

21:44:00 by Kamil Czajkowski
"Ależ dziś zimno, zawsze w takie dni myślę sobie o tych wszystkich pieskach, które tak marzną na mrozie." - troska w głosie koleżanki wchodzącej do mojego biura. A we mnie obraz bezdomnego człowieka spędzającego noc na naszej klatce schodowej, któremu moja narzeczona przygotowywała wczoraj ciepły posiłek. I chociaż w obliczu tysięcy zdjęć wklejonych na facebookowych tablicach w obronie biednych czworonogów mam pewne opory by to napisać, to nie mogę powstrzymać się od jednej myśli: dopóki na świecie będzie choć jeden cierpiący człowiek, to chyba nie zrobi mi się w szkoda w pierwszej kolejności marznących piesków. Owszem nie ma we mnie przyzwolenia na znęcanie się nad zwierzętami, na złe ich traktowanie - uważam, że rzeczą ludzką jak najbardziej jest właściwa troska o zwierzęta. Myślę tylko o kolejności tego, w stosunku do kogo pojawia się w nas współczucie. Myślę o popularności zaangażowania się w dobroczynność dla zwierząt wśród współczesnych młodych ludzi. O zmianach jakie w tej kwestii zaszły w ciągu lat. Myślę o psychologicznych aspektach zwierzęcego altruizmu. I bez oceniania, bez chęci urażenia kogokolwiek stawiam pytanie: czy dobroczynność w stosunku do zwierząt nie jest czasem łatwiejszą formą zastępczą dla potrzeby troski, empatii i altruizmu?


Według myśli psychologicznej wywodzącej się ewolucjonizmu istotą zachowań altruistycznych jest chęć zachowania własnego gatunku. Przejawy właśnie takiej, to znaczy wewnątrzgatunkowej dobroczynności można  zaobserwować wśród zwierząt. Jest to tzw. drugie prawo biologiczne - troska o geny swojego gatunku przenoszone przez innych jego przedstawicieli. Ten rodzaj dobroczynności wypływa niejako z samej natury życia i jest dla człowieka jako elementu ewolucji - pierwotny. Jest też – jak się zdaje - pierwotny historycznie i cywilizacyjnie. W moich studiach nad kulturą antyczną i średniowieczną oraz historią myśli filozoficznej nie spotkałem się z powszechnymi przejawami altruizmu wobec zwierząt - jeśli zachowania te nie wynikały bezpośrednio ze względów religijnych. Antyczne cywilizacje nie znały przytułków dla zwierząt ani fundacji dla ich obrony. Pierwsze stowarzyszenie obrony nad zwierzętami, brytyjskie "Royal Society for the Prevention of Cruelty to Animals" powstało w XIX wieku. To czasy nowożytne upowszechniły ten rodzaj wrażliwości, a czasy współczesne zdają się go masowo popularyzować. Tablice portali społecznościowych są pełne apeli o pomoc dla zwierząt, mnożą się zajmujące się tą pomocą fundacje. Trend, który obserwuje się we współczesnej kulturze indywidualistycznej zachodu - altruizmu wobec zwierząt sprawia więc wrażenie wtórnego - tzn. wypierającego pierwotne inklinacje. Wcześniejsze pokolenia – nasze babcie lub prababcie nie podzielają powszechnie tego typu troski o zwierzęta. Taka sytuacja każe zadać pytanie: co wpłynęło na tę zmianę wrażliwości? Jakie cechy współczesnych ludzi inklinują ich do altruizmu wobec zwierząt na tak masową skalę? Kilka myśli i pytań jakie w tej kwestii stawiam poniżej nie mają na celu oceniania czy wartościowania kogokolwiek. To wyłącznie kilka zagadnień mogących być początkiem otwartej refleksji.

1) Poczucie wyższości – egoizm w altruizmie. Czy pomoc udzielana zwierzętom nie pozwala nam podkreślić naszej wyższości nad nimi? Czy nie ma znamion łaski okazywanej słabszym?  Troska o słabszych zawsze dotyka sfery poczucia własnej wartości – tak rozdętej we współczesnym człowieku. Bez lęku rywalizacji – tzn. zagrożenia własnej wartości – jaki może się pojawić w kontakcie z drugim człowiekiem. Okazywanie uczuć zwierzęciu zdaje się być bezpieczne dla naszego zalęknionego ego. Może pozwala nam się poczuć lepiej z samym sobą jako człowiekiem - tak zdyskredytowanym przez współczesna cywilizację.

2) Niewdzięczność – trudna strona pomagania. Ludzi, których poznałem, a którzy zajmują się pomocą charytatywną łączy jedna cecha. Nie oczekują wdzięczności ani wzajemności. Nie ma w nich nic z romantycznego uniesienia dobroczynności ani czułostkowości. Są raczej chłodnymi pragmatykami. Wiedzą, że za pomoc człowiek często odpłaca złym słowem, pogardą lub nienawiścią. Bezdomny, któremu dziś pomogłeś jutro może cię okraść. Ktoś, kto prosi cię o pomoc może kłamać i z zimna krwią wykorzystywać twoją naiwność. To trudne realia dobroczynności. Trzeba być nieraz bardzo zdeterminowanym i gruboskórnym, aby pomagać innym. Tymczasem w zwierzęcej dobroczynności, wiele jest emocji. Wiele nastoletniej egzaltacji i upajania się wdzięcznością zwierząt. Piesek zamerda ogonkiem, kotek się połasi – a my przypiszemy im te emocje, które życzylibyśmy sobie otrzymać od tego, komu pomagamy. Mam przed oczami moja narzeczoną z rodzeństwem – jako dzieci, które na siłę kładły swoje papużki na noc do łóżeczek i przykrywały kołderkami, a brak reakcji ze strony ptaszków odczytywały jako wdzięczność za takie wygodne posłanie i za tyle dobra wkładanego w ich wychowanie. Łatwiej pomagać komuś, kto ma ograniczoną swobodę wyrażania swojej woli i emocji. Taki ktoś nie zrani tak łatwo naszych dobrych intencji.

3) Problem niewinności – kto jest temu winien. Widząc cierpienie bardzo instynktownie staramy się przypisać komuś odpowiedzialność za nie. Jest to pewien sposób poradzenia sobie z trudną sytuacja jaką jest dla nas oglądanie cierpienia. Jeśli przypiszemy odpowiedzialność za cierpienie samej osobie cierpiącej – myśl „sam jest sobie winien” uspokoi nas i uwolni od nieprzyjemnego poczucia niesprawiedliwości i współczucia. Pojawi się uczucie pogardy i dystansu. Jeśli natomiast odpowiedzialność przypiszemy innym – społeczeństwu, oprawcom, rodzicom, pojawi się w nas współczucie oraz chęć naprawienia niesprawiedliwości. Zdaje się, że dość powszechny jest taki sposób atrybucji by zbyt często przypisywać odpowiedzialność za zły stan rzeczy samym cierpiącym z jego powodu ludziom. Mechanizm ten leży u podstaw zjawiska, które popularnie nazywamy „znieczulicą”. Zdaje się, że nie stosujemy tak powszechnie tego mechanizmu - obrony przed zaobserwowanym cierpieniem - w stosunku do zwierząt. Może to jest również powód wzrostu popularności altruizmu wobec nich?

4) Problem wchodzenia w relację - zobowiązanie i wzajemność. Każda interakcja z drugim człowiekiem jest zapoczątkowaniem relacji z nim. Relacja ta ma dwa równouprawnione podmioty mogące ją kształtować. Wejście w taką relację jest zawsze pewnym zagrożeniem utraty siebie, z powodu dania przyzwolenia innej osobie do współtworzenia wspólnej nam rzeczywistości. Zagrożenie to odczuwają szczególnie osoby, które mają słabo ukształtowaną własną tożsamość i niepewne poczucie własnej wartości. Współcześni młodzi ludzie dość powszechnie odczuwają deficyty w tej materii. Badacz osobowości Tadeusz Mądrzycki uważa, że współcześnie przerażająco niewielu młodych ludzi kształtuje dojrzałą tożsamość. Kontakty towarzyskie uprawia się przez bezpieczny dystans wirtualnej sieci, nie zna się sąsiadów mieszkających za ścianą. Wejście w  relacje dobroczynności ze zwierzęciem jest pod tym względem łatwiejsze – bowiem mniej zagrażające. Owszem możemy wejść w relację, ale to my dozujemy sobie jej zakres i intensywność. Zwierze nigdy nie jest pełnoprawnym partnerem relacji. Eliminujemy tym samym z relacji pomagania niewygodną kwestię zobowiązania i wzajemności.

Zdaję sobie sprawę, że swoją refleksją dotknąłem jedynie poruszanego zagadnienia. Wiem też, że jest to myśl we mnie jeszcze niedojrzała i wymagająca oszlifowania w dalszej dyskusji i lekturze. Piszę to i podkreślam po raz kolejny, by nikt, kto żywi empatię do zwierząt, bądź jest zaangażowany w czynną dobroczynność dla czworonogów nie poczuł sie w jakikolwiek sposób urażony czy dyskredytowany. Podziwiam ludzi poświęcających swój czas, swoje pieniądze i swoje zdrowie by czynić dobro - każde dobro. A pomoc zwierzętom jest dobrem niewątpliwie. Mam tylko wątpliwości czy jest to dobro najwyższe. Czy zwierzęcy altruizm nie jest  łatwiejszą, zastępczą formą wyrażenia ludzkiej potrzeby bycia troskliwym, altruistycznym i dobroczynnym.

6 komentarzy:

  1. Moje myśli przyczepiły się na dłużej do tematu, który poruszasz w artykule, co chyba stanowi o jego wartości!:) Od dłuższego czasu obserwuje u siebie wewnętrzną reakcję sprzeciwu wobec nadmiernej troski o los zwierząt przy jednoczesnym pomijaniu cierpienia człowieka. (bo przecież: "nierób, menel sam sobie jest winien"-powie zadufany w sobie posiadacz monopolu na trafne rozumienie rzeczywistości...) Podajesz sensowne argumenty, które zaledwie może gdzieś tam kiedyś intuicyjnie przeczuwałem. No przynajmniej jeden z nich:) Dzięki za ten artykuł!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawe jest to co piszesz: "wewnętrzna reakcja sprzeciwu" - właśnie to miałem na myśli. Istnieje pewna pierwotna wrażliwość na drugiego człowieka, której choć nie werbalizujemy to przeczuwamy i ona powinna nami kierować.

      Usuń
  2. Człowiekowi ktoś zawsze pomoże, człowiek sobie jakoś poradzi. Są miejsca dla bezdomnych, wystarczy że sam bezdomny będzie chciał tam pójść. A zwierzę sobie samo nie poradzi jeśli człowiek nie da jeść, jeśli nie pomoże.
    Zresztą zwierzęta są bezinteresowne, ludzie nie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ludzie bywają bezinteresowni - to wiem na pewno. O bezinteresowności zwierząt - z naukowego punktu widzenia - wiemy na razie niewiele. Trudno poznać głębokie mechanizmy motywacyjne istot, z którymi komunikacja jest ograniczona, gdyż w procesie ewolucji nie wykształciły języka. Istnieje zagrożenie, że przypiszemy im motywacje i uczucia, które chcemy im przypisać. Na razie nauka mówi, że kierują nimi popędy i wyuczone reakcje warunkowe - czemu zaprzeczyć nie potrafię.

      Jeśli nawet jest tak, że gdy człowiek chce to sam sobie poradzi - to nieraz trzeba człowiekowi pomóc chcieć zechcieć.

      Usuń
  3. A mnie tam ludzi wcale nie szkoda.

    OdpowiedzUsuń
  4. W kwestii punktu drugiego pozwolę sobie sparafrazować pewne słowa: dobroczynność nie łez, a potu potrzebuje.

    OdpowiedzUsuń