"Myślenie jest matką nadziei" - przeczytałem ostatnio u polskiego psychologa Józefa Kozieleckiego, a w głowie zaraz zabrzmiało st...

01:38:00 by Kamil Czajkowski
"Myślenie jest matką nadziei" - przeczytałem ostatnio u polskiego psychologa Józefa Kozieleckiego, a w głowie zaraz zabrzmiało stare porzekadło zaśpiewane głosem Kazika Staszewskiego "Nadzieja jest matką głupich i swoich dzieci nie lubi." Wychodzi więc na to - pomyślałem - że "Myślenie jest babcią głupich i wcale nie wiadomo czy kocha swoje wnuki" - to już całkowicie mój błyskotliwy cytat. W tej samej mierze jednak błyskotliwy, co niedorzeczny. Jak to więc jest z tą nadzieją i z jej rodziną? Szukając odpowiedzi na to pytanie w literaturze psychologicznej szybko doszedłem do wniosku, że jedno jest pewne: nadzieja to jedno z pojęć (obok miłości i wolnej woli), które kompletnie wykolejają współczesny dyskurs psychologiczny. O nadziei psychologia wypowiada się na dwa skrajne sposoby: bądź w sposób tak zawiły, ogólnikowy, metaforyczny, mętny i zagmatwany, że nie sposób tego w żaden sposób ująć w jakąś bardziej spójną całość, bądź tak zimno technicznie, redukcjonistyczne i mechanicznie, że przypomina to bardziej opis procesu trawienia celulozy u zwierząt parzystokopytnych. Czy więc nie ma już nadziei na to, by o nadziei pomówić po ludzku.

Nadzieja bywa przez niektórych psychologów ujmowana jako emocja. Jest wtedy jednak bardziej podobna do czegoś, co w potocznym języku nazwalibyśmy po prostu optymizmem - pozytywnym nastawieniem emocjonalnym wobec przyszłości. Często jednak ludzie pod warstwą takiego powierzchownego emocjonalnego hurra-optymizmu skrywają właśnie prawdziwy brak nadziei. Spod beztroskiego: "Bawmy się teraz - potem jakoś to będzie" wyziera jakaś przerażająca otchłań mrocznej beznadziei. Z drugiej strony mając przed oczami ludzi, którzy w warunkach wojen, prześladowań, trudnych życiowych doświadczeń zachowują tlącą się w nich nadzieję, jakoś nie przechodzi przez gardło, że to, co trzyma ich przy życiu, to tylko emocja.

Psychologowie poznawczy chcą w nadziei widzieć pewne wyuczone przystosowawcze schematy myślenia. Tak rozumiana nadzieja to tyle co spodziewanie się dobrego. Ewolucja - powiedzą - nauczyła nas, że lepiej jest myśleć o rzeczach na sposób korzystniejszy dla nas. Lepiej jest nastawić się, że w lesie jest mamut i że uda nam się go złapać - bo tylko wtedy będzie nam się chciało w ogóle wyjść z jaskini na polowanie. Nie trywializuję tego ujęcia - okazuje się, że demaskowanie i zmiana pozbawionych tak rozumianej nadziei schematów myślenia stanowi skuteczną terapię np. zaburzeń depresyjnych - chce tylko pokazać, że ono znów nie wyczerpuje treści słowa nadzieja. Znów nie przechodzi przez gardło, że jest ona czymś czego można się tak po prostu nauczyć - na drodze ewolucji czy terapeutycznego treningu.

Istnieją jeszcze inne psychologiczne ujęcia nadziei: temporalne - kładące nacisk na orientację człowieka na czas przyszły w przeciwieństwie do orientacji na teraźniejszość i przeszłość, afirmatywne - podkreślające poczucie przynależności jako ważny element nadziei, bądź sprawcze - akcentujące w nadziei mechanizmy poczucia własnej skuteczności w kontrolowaniu i przekształcaniu świata oraz wewnętrznego umiejscowienia kontroli własnego zachowania. 

Co jednak jeśli człowiek nie ma w sobie emocjonalnego optymizmu, zawiodło go pozytywne myślenie nie widzi już przyszłości, czuje się samotny i opuszczony, bezradny jak dziecko we mgle, miotany przez los i nie kontrolujący niczego - a mimo wszystko zachowuje nadzieję i ta umiera w nim ostatnia.

Każde z psychologicznych ujęć ukazuje bardzo prawdziwie jakiś fragment nadziei lecz nie daje jej pełnego obrazu. Wydaje się, że psychologii po raz kolejny nie udaje się wyczerpać zagadnienia jakim jest człowiek. Czysto ludzkie - psychologiczne ujęcie nadziei domaga się swego rodzaju dopełnienia pierwiastkiem duchowym. Nadzieja jest przecież jedną z teologicznych cnót boskich. Z pełnym szacunkiem do ludzkiego wymiaru człowieka, z pełnym zaangażowaniem zgłębiając jego naukowe podstawy po raz kolejny z niemniej pełnym zaufaniem zwracam się do tego, co w człowieku boskie i nieuchwytne. To co jest w nas rozdarciem a zarazem syntezą, zwarciem się przeciwności i pocałunkiem dwóch biegunów - tylko to pozwala spojrzeć na nadzieję prawdziwie. 

Po mozolnych poszukiwaniach odnalazłem wreszcie takie otwarte i szerokie psychologiczne spojrzenie na nadzieję w artykule prof. Mari Ryś z Katedry Psychologii Rodziny UKSW opublikowanym w czasopiśmie  "FIDES  ET  RATIO" którego tytuł niech posłuży za puentę blogowego wpisu. Artykuł dostępny poniżej:   


Lecz jak to zostało powiedziane, potrzebny nam jeszcze jeden tekst - rozszerzający psychologiczne spojrzenie na nadzieję o jej wymiar duchowy:


0 komentarze:

Prześlij komentarz