Trudno jest usłyszeć dźwięk wydawany przez struny gitary, gdy próbuje się ją nastroić przy biwakowym ognisku. Pamiętam taką scenę z młodz...

16:02:00 by Kamil Czajkowski
Trudno jest usłyszeć dźwięk wydawany przez struny gitary, gdy próbuje się ją nastroić przy biwakowym ognisku. Pamiętam taką scenę z młodzieńczych wyjazdów z przyjaciółmi. Trzaskające iskry, dym kujący w oczy, gwarne rozmowy przy piwku, śmiechy, krzyki i ogólny rozgardiasz pośrodku którego, nachylony nad pudłem starej gitary, usiłuję usłyszeć czy dwie struny zgadzają się ze sobą w jednym dźwięku. "Słuchajcie - krzyczę nieco już zrezygnowany - jak chcecie żebym dalej grał, to potrzebuję chwilę ciszy, żeby móc się nastroić". W odpowiedzi czuję braterskie klepnięcie w ramię i słyszę mądrą radę kolegi Krzysztofa: "Stary, nie sztuka grać na nastrojonej."  Mądrość tą wziąłem sobie na całe życie i wielokrotnie dzielę się nią z innymi. Dziś pragnę podzielić się nią także na blogu.

Jedną z podstawowych kwestii, którą rozważyć musi każdy interesujący się funkcjonowaniem ludzkiej psychiki jest pojęcie normy i normalności. Nie dotyczy to wyłącznie teoretyków, zajmujących się psychologią zawodowo, ale także każdego, kto w pogłębionej refleksji, analizując własne funkcjonowanie w świecie, zadaje sobie nieraz pytanie: "Czy moje zachowania, myśli i emocje są do końca normalne?" Często konsekwencją takiej refleksji jest rozpaczliwe poszukiwanie owej normy - punktu odniesienia, na którym można się oprzeć, idealnego wzorca, do którego należy dążyć. Pamiętam doświadczenie nowicjatu, gdy zamknięty w klasztorze, wraz z kilkunastoma mi podobnymi kandydatami na zakonników, przez okrągły rok wnikliwie penetrowaliśmy przestrzenie własnych motywacji, emocji, pragnień, tęsknot, myśli i duchowych intymności. Przypominało to rozkładanie na części pierwsze misternego mechanizmu własnej psychiki, przedmuchania każdej śrubki i bezradnej próby poskładania go na nowo. Obraz nas samych, który się w tym procesie wyłaniał przerastał i przerażał niejednego z nas. Prowadziłem wtedy dziennik, w którym zapisywałem swoje codzienne refleksje - wielu z nas to robiło. Porządkowanie myśli na papierze dawało pewną ulgę. Mam ten swój szufladowy blog do dziś i często do niego sięgam:

Poznań 7 stycznia 2008

"Od dawna bardzo świadomie gram kompozycję własnego życia. Nie bark w niej nastrojowych, balladowych fragmentów, ale też żywiołowych i entuzjastycznych zrywów. Są wesołe motywy, ale i rzewne płaczliwe zawodzenia. Czasem tylko zdarza mi się trącić fałszywą strunę. Próbuję wtedy jakoś ograć ten niechciany dźwięk. Tak dobrać kolejne akordy, by fałsz nie raził uszu, albo uderzyć w inny dźwięk dużo głośniej, by zagłuszyć niechciany ton. Czasem próbuję go tłumić lub dostrajać naprędce w locie. Utwór ciągnie się dalej. Nie mogę pozwolić sobie na to, by w krótkiej pauzie przeprosić słuchaczy - przyznać się tym samym do pomyłki - zestroić akord i zacząć na nowo od właściwej nuty. Gram nieprzerwanie - bo życie musi trwać nieprzerwanie. Ale kiedy kompozycja wkracza w spokojniejsze momenty - takie jak te refleksje nowicjusza - fałszywe dźwięki wyłażą, powodują wyraźnie słyszalne dysonansy, zgrzyty, fałsze - kakofonię. Powolne, mozolne strojenie - szukanie tonicznego dźwięku. Długa i bolesna pauza."

Tym powolnym i mozolnym strojeniem jest właśnie rozpaczliwe poszukiwanie normy. Własnej normalności, którą można by realizować. Czynność ta przypomina przywoływane we wstępie strojenie gitary w zgiełku przy ognisku. Nie usłyszy się właściwego dźwięku pośród toczącego się wokół życia. Nie usłyszy się dlatego, że takiego dźwięku najzwyczajniej w świecie nie ma. Norma jest tylko utopijnym konstruktem teoretycznym. Zdrowe, niczym nieskażone, harmonijne funkcjonowanie jest tylko hipotetycznym punktem na końcu osi, którego nigdy nie osiągniemy. Ukierunkowując cały swój życiowy wysiłek na ciągłe poszukiwanie i dążenie do tego idealnego tworu skazujemy się na długą i bolesną pauzę. W swojej koncepcji zdrowia psychicznego, zwanej modelem salutogenetycznym, wybitny amerykański naukowiec żydowskiego pochodzenia  Aaron Antonovsky określa normalny stan funkcjonowania jako "dynamiczny stan braku równowagi". Badał on swoich braci Żydów, którzy ocaleli z hitlerowskich obozów zagłady i na podstawie swoich obserwacji wysnuł wniosek, że pomiędzy zdrowiem a chorobą istnieje kontinuum stanów, które należy rozumieć jako dynamiczny proces ciągłego zmagania się i równoważenia wymagań życia i zasobów naszej osobowości. Również wybitny polski psychiatra, filozof i psycholog kliniczny Kazimierz Dąbrowski w swojej koncepcji dezintegracji pozytywnej dochodzi do wniosku, że jednym stanem równowagi jaki człowiek osiąga w rozwoju psychicznym jest stan ciągłego braku równowagi. Dąbrowski posuwa się jeszcze dalej i pokazuje, że osiągnięcie tożsamości i osobowości przez człowieka jest możliwe jedynie w wyniku procesu dezintegracji, czyli swoistego rozkładu jego psychiki. Wewnętrzne konflikty, nerwica, są niezbędnymi elementami normalnego funkcjonowania. Przekładając te dwie fascynujące teorie na język mojej muzycznej metafory: fałsze, kakofonie, zgrzyty i dysonanse są właśnie naszą normą. Nie powinny nas niepokoić. Każda próba idealnego nastrojenia naszej psychiki jest z góry skazana na porażkę, niczym próba nastrojenia gitary pośród ogniskowego zgiełku. Wszelkie pop-psychologiczne poradniki i terapie obiecujące nam osiągnięcie niezachwianej życiowej harmonii psychicznej, idealnego stanu równowagi w związkach osobistych, życiu zawodowym czy gdziekolwiek indziej, tchną nieco New Age 'owskim duchem i powinny zapalać nam czerwoną lampkę alarmową. Może warto posłuchać mądrej rady przyjaciela lat młodzieńczych: "Stary, nie sztuka grać na nastrojonej." Czasem przyjdzie nam grać własne życie na kompletnie rozstrojonym instrumencie, czasem bez kilku strun, czasem nawet z pękniętym gryfem. Nie oczekujmy, że będzie inaczej. Kompozycja naszego życia to nie idealnie zestrojona symfonia, to raczej jazzowe szukanie dźwięków, pośród zgrzytów i dysonansów naszego człowieczeństwa.  

Linki:

0 komentarze:

Prześlij komentarz