Pewien brat poprosił abba Pojmena: „Powiedz mi słowo”. On odpowiedział: „Dopóki kocioł jest na ogniu, muchy ani żadne płazy nie mogą go do...

16:49:00 by Kamil Czajkowski

Pewien brat poprosił abba Pojmena: „Powiedz mi słowo”. On odpowiedział: „Dopóki kocioł jest na ogniu, muchy ani żadne płazy nie mogą go dotknąć, ale kiedy ostygnie to gnieżdżą się w środku. Podobnie i mnich: póki trwa w pracy wewnętrznej, wróg go nie może pokonać.” 
z apoftegmatów Ojców Pustyni


Uwielbiałem zaczytywać się niegdyś w apoftegmaty ojców pustyni – krótkie aforyzmy egipskich mnichów, którzy w początkach chrześcijaństwa uciekali na pustynię, by doskonalić się duchowo i wskazywać innym drogę do pięknego życia. Dziś niestety mniej mam czasu na taką lekturę. Ślęczę za to w uniwersyteckiej bibliotece nad podręcznikami psychologii organizacji i zarządzania – poradnikami jak być skutecznym liderem, jak osiągnąć sukces zawodowy w wielkiej korporacji, jak robić duże pieniądze i wieść spełniony żywot. Ze zdumieniem odkryłem jak wiele łączy te dwie lektury. Zdumienie jednak bardzo szybko przeszło w smutek kiedy odkryłem jak wiele je jednak pod każdym względem dzieli.


       
 Co cechuje skutecznego lidera w dużej firmie wg dajmy na to Stephena Covey'a ? Są gotowi by służyć, ciągle pracują nad sobą, mają pozytywną energię, wierzą w ludzi, ich życie jest pełne harmonii, doskonale znają samych siebie, mają wolę silną i zdeterminowaną, potrafią powściągać swoje namiętności, nie ulegają pysze i wygórowanym ambicjom. „Trwałe rozwiązanie problemów, trwałe szczęście i sukces mają źródło w naszym wnętrzu” - pisze Covey. Jego apel podejmuje tysiące coach'ów, trenerów personalnych, doradców sukcesu w korporacjach na całym świecie. Wzywają do zmiany życia i przezwyciężenia sił przeszłości zupełnie niczym starożytni mnisi do nawrócenia. Nawet język jakim się posługują kipi od biblijnych odwołań i terminologii z dziedziny duchowości. Mamy zatem sześć dni tworzenia skutecznego przywództwa, siedem grzechów głównych współczesnego lidera. Mamy cnoty biznesu, przykazania skutecznego marketingu oraz cały rozbudowany system „biznesowej teologi moralnej” - wskazówek jak prowadzić szczęśliwe życie rodzinne i wychować dzieci (wszak to także wpływa na efektywność i wydajność naszej pracy, czyli wprost przelicza się na pieniądze). Można by powiedzieć, że współczesny coaching i psychologia zarządzania to dobra nowina w czystej postaci, a egipscy mnisi, zaprawieni w pracy nad sobą i wyćwiczeni we wszystkich cechach dobrego lidera, z powodzeniem mogliby zdjąć z siebie zgrzebne wory pokutne, wskoczyć w garnitury i z pustynnych chatek przenieść się prosto na posiedzenie zarządu wielkich spółek. Można by tak powiedzieć, gdyby nie jeden mały diabeł, który tym razem nie tkwi wcale w szczegółach ale wręcz przeciwnie w podstawie i fundamentach, na których wszystko się opiera.
             To co wiodło mnichów na pustynię, to co później pociągało od ich naśladowania i doskonalenia się duchowego tysiące chrześcijan (ale nie tylko chrześcijan, bo podobne formy duchowego wzrostu znane są we wszystkich wielkich religiach) to pewien fundamentalny światopogląd. Filozofia przenikająca całe ich życie. Religia będąca źródłem ich myślenia o Bogu, człowieku i świecie. System wskazujący na początek wszystkiego i wyznaczający ostateczne cele. Ścieżka rozwoju osobistego liderów wielkich firm ma cel bardzo krótkotrwały i zasadniczo prosty – wzrost wydajności i mnożenie zysków. Da się go zatem wyrazić w funtach, euro, dolarach i złotych. To prosta matematyka, bez żadnych filozoficznych i światopoglądowych podstaw. Taka duchowość bez będącego jej natchnieniem ducha wisi w powietrzu i stoi na głowie. 
         Spece od marketingu i zarządzania zobaczyli, że człowiek współczesny coraz częściej pozbawiony spójnego systemu wartości i jakiejkolwiek filozofii życiowej jest najzwyczajniej w świecie mało wydajny. Spreparowali zatem system humanistycznych wartości, cnót, przykazań. Spreparowali na zasadzie totalnego eklektyzmu. Moja narzeczona ma w kuchni takie niezwykłe urządzenie, które nazywa się „blender”. Rozbija na miazgę wszystko cokolwiek wrzuci się do miski i zmienia w jednolitą papkę. Psychologowie zarządzania i marketingu wzięli zatem nieco chrześcijańskich wartości, trochę buddyjskiej energii, kilka humanistycznych haseł, trochę tego, trochę tamtego i stworzyli zupełnie niestrawną papkę „duchowości blendera”. Może to i nie wygląda, może i nie smakuje, może i głupie, może i śmieszne, ale najważniejsze że działa. Przyswojone w postaci poradników, podręczników i szkoleń pozwala stworzyć zastępy doskonale wyszkolonej kadry zarządzającej. Są oni gotowi by służyć, choć na dłuższą metę nie potrafią wytłumaczyć dlaczego służba bliźnim jest dobrem, mają pozytywną energię choć nie mają bladego pojęcia czym ta energia jest i skąd pochodzi, głoszą wartości, których nie rozumieją i są apostołami „religii” w którą tak naprawdę nie wierzą.  
       Kiedy pierwszy raz spotkałem się z taką formą korporacyjnej pobożności uderzyło mnie jak powierzchowne są jej przejawy, jak sztuczne są jej rytuały, jak głuche są jaj hasła. I nie mówię już nawet, że pozbawione są Boga – jestem przekonany, że ateista również może zbudować pełnowartościowy światopogląd oparty na mocnych fundamentach. Chodzi o to, że "korporacyjna pobożność" pozbawiona jest człowieka. Jest bezosobowa i nieludzka. Człowiek nie stanowi w niej żadnej wartości. Wartość ma dopiero to co człowiek wytworzy, jego produktywność. 
           Myślę, że starożytni ojcowie pustyni nie odnaleźliby się jednak w świecie wielkich korporacji i w ich pozbawionej podstaw, nie widzącej Boga i człowieka pobożności. Wszak mawiał abba Pojmen: 

Nie można domu budować od góry w dół, ale od fundamentu do góry”. Pytano go: „Co znaczą te słowa?” On na to: „Fundamentem jest bliźni, którego trzeba nam pozyskać i od tego trzeba zacząć, bo na tym się opiera opierają wszystkie przykazania.”         
z apoftegmatów Ojców Pustyni




0 komentarze:

Prześlij komentarz