Pamiętam ze swojego dzieciństwa, że każda sąsiadka była upoważniona do tego, by złajać mnie za huśtanie się na trzepaku głową w dół. Na n...

01:49:00 by Kamil Czajkowski
Pamiętam ze swojego dzieciństwa, że każda sąsiadka była upoważniona do tego, by złajać mnie za huśtanie się na trzepaku głową w dół. Na niektóre z nich mówiłem wręcz "ciocia" i po szkole jadałem u nich obiad w oczekiwaniu na powrót z pracy rodziców. Spontanicznie i bez zapowiedzi pod drzewem obok naszego balkonu ojciec rozpalał nieraz grill - na przykład z okazji międzynarodowego dnia bluesa - i nagle zjawiały się zewsząd sąsiadki z sałatkami i sąsiedzi z butelkami. Słuchając ojcowskiego brzdękania na gitarze mieszkańcy naszego bloku tworzyli wtedy wspólnotę prawdziwą, nie tylko mieszkaniową. Celebrowali bycie razem i wydawało mi się, że jest to dla wszystkich niezwykle ważne. Ostatnio gdy odwiedziłem rodziców, zapytałem mamy kto teraz zajmuje mieszkanie obok nas. Nie wiedziała. Jednym ze skutków ubocznych postępu cywilizacyjnego jest narastająca wśród ludzi samotność. Rozwój techniki, bogacenie się społeczeństwa, przyspieszenie tempa życia - przyczyniają się do rozluźniania więzi społecznych i coraz większej atomizacji, alienacji i osamotnienia. Wydawać by się to mogło mało ciekawym truizmem - oczywistością, jednak po lekturze eseju prof. Józefa Kozieleckiego "Mrok i urok samotności" kwestia ta zyskała w moich oczach nową perspektywę. W jaki sposób technika i cywilizacja, która wyposażyła nas w tyle wspaniałych narzędzi komunikacji i stworzyła tak dogodne warunki dla rozwoju kontaktów międzyludzkich, mogła przyczynić się do wzrostu samotności? "Nie zrzucajmy odpowiedzialności na świat - konkluduje profesor - problem tkwi w nas samych".


Głównym powodem wzrastającego poczucia samotności współczesnego człowieka jest jego niepewność własnego autoportretu. Bez wyraźnie określonej tożsamości nikt nie jest zdolny do nawiązania relacji z tożsamością odrębną - a na tym wszak polega spotkanie się z drugą osobą. Nie wykształcając własnej dojrzałej osobowości człowiek odczuwa bowiem lęk przed spotkaniem z innym dojrzałym podmiotem. Wyraźnie widoczne jest to w schizofrenii, gdy przeżywający rozpad osobowości chory, unika kontaktów społecznych, gdyż boi się, że inni dosłownie zleją się i zmieszają z nim. Także śledząc rozwój dziecka możemy zaobserwować ten mechanizm. Chcąc eksplorować otoczenie i nawiązywać kontakty z innymi mały człowiek musi najpierw wykształcić własne poczucie odrębności, podmiotowości i sprawstwa. Widzimy zatem, że to wcale nie postęp cywilizacyjny, ale my sami skazujemy się na samotność, gdyż nie jesteśmy pewni własnej osobowości i tożsamości. Sam rozwój technologiczny wydaje się być jedynie przyczyną pośrednią tego stanu rzeczy. Otóż przekształciliśmy świat tak dalece, że nie nadążyliśmy w równym stopniu przekształcić samych siebie. Filozofowie i psychologowie opisali nam człowieka XX wieku i takich siebie znamy. Człowiek XXI wieku pozostaje dla nas wciąż zagadką. Coraz bardziej nie wiemy kim jesteśmy w tak szybko zmieniającym się świecie ponowoczesności.  

Człowiek niepewny własnej tożsamości, który nie rozwinął trwałej i stabilnej osobowości będzie odczuwał narcystyczną potrzebę ciągłego potwierdzania własnej osoby. Na początku minionego wieku Karen Horney pisała o neurotycznej osobowości swoich czasów. Współcześnie należałoby mówić o narcystycznej osobowości naszych czasów. Niepewny własnej tożsamości człowiek będzie w innych widział jedynie lustra i będzie odczuwał przemożną potrzebę ciągłego się w nich przeglądania. Dlatego też relacje interpersonalne traktowane będą przez niego instrumentalnie. Używać ich będzie po to, by nieustannie potwierdzać swoją osobowość. Owszem tego typu dookreślanie siebie to jedna z funkcji jaką pełnić mogą relacje społeczne, jednak gdy funkcja ta staje się pierwszoplanowa, a wręcz jedyna i wszechobecna dochodzi do wypaczenia istoty relacji międzyludzkich. Jeżeli osoba szuka w spotkaniu z drugą osobą wyłącznie akceptacji i potwierdzenia siebie, gdy na dodatek stanie wobec drugiej jednostki o takich samych potrzebach i nastawieniu, dojdzie do wzajemnego odrzucenia.

W konsekwencji ludzie przyjmują dwie zasadnicze postawy wobec relacji międzyludzkich. Unikają jakichkolwiek związków gdyż sami nie uzyskują w nich tego, czego potrzebują, a na dodatek nie umieją też dać tego, czego oczekuje się od nich . Drugą, skrajnie przeciwną postawą jest rozpaczliwe możenie relacji i neurotyczne uwieszanie się na innych. Ludzie postępujący w ten sposób mają setki znajomych na portalach społecznościowych, przedkładając ilość relacji nad ich jakość. Powierzchowne i płytkie znajomości, bądź narzucające się i ciasne relacje, również nie zaspokajają podstawowych potrzeb człowieka. Zjawisko to nazywa się samotnością w tłumie.

Mówiąc, że człowiek musi niejako psychicznie dogonić rozwój cywilizacji nie mam na myśli, iż musi on się diametralnie zmienić na poziomie wyznawanych wartości, przyjmowanych postaw, przeżywanych uczuć, przejawianych myśli czy zachowań. Musi on jednak swoje wartości, postawy, uczucia, myśli i zachowania zobaczyć w kontekście otaczającego go zmienionego świata. Na nowo nazwać w sobie to co ponazywane. W osiągnięciu tego niezbędne są wychowanie humanistyczne, wykształcenie filozoficzne i rozwój duchowy. Osiągając dojrzałą osobowość XXI wieku i tożsamość współczesnego człowieka, będziemy dopiero zdolni do budowania zadowalających relacji społecznych w oparciu o osiągnięcia nowoczesnych narzędzi technicznych i osiągnięć cywilizacji. 

4 komentarze:

  1. Co do wychowania humanistycznego i rozwoju duchowego czy budowania tożsamości trudno się nie zgodzić. Ale co do świata jednak się przyczepię. Bo jednak świat, technologia, system, w jakim żyjemy nie widzi w nas żadnych osobowości. Widzi target, publikę, oglądalność, masę pożytecznych idiotów, zasób ludzki, przedmioty socjotechnik, elementy systemów. Może stąd tak bardzo chcemy "potwierdzać tożsamość"?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świat, technologia i system nie ma oczu i nic w nas nie widzi. Widzieć mogą tylko ludzie. To więc o czym piszesz (target, publikę itd) widzą w nas inni ludzie, którzy nie potrafią takim świecie, wobec technologii i systemu funkcjonować właściwie i podmiotowo traktować innych. Pewnie dlatego, że nie potrafią w tym systemie także podmiotowo widzieć siebie. Nie posiadając innej głębokiej tożsamości człowiek sam czuje się targetem, publiką i masą i tak też traktuje ludzi.

      Usuń
    2. Być może. Tylko dlaczego tak się dzieje? Mam wrażenie, że wobec ogromu przepływu informacji, towarów i usług homo sapiens nie jest w stanie podmiotowo podchodzić do elementów systemu w jakim żyje. Nie zrobi tego ani kasjerka w hipermarkecie ani menadżer ds. relacji biznesowych. Mózg ludzki nie ogarnia, nawet jeśli w skali mikro "zbuduje sobie tożsamość".

      Usuń
  2. Prosty przykład - włączam telewizor i urywają się rozmowy. Łatwiejsze wypiera trudniejsze. To co stawia mi wyzwanie, wymaga jakiegoś wysiłku - zawsze będzie wypierane przez łatwiejszy, mniej wymagający sposób komunikowania. Jest to pewnie jakiś aspekt tego o czym piszesz. Technologia jest na tyle wygodna, że łatwo staje się substytutem relacji. Często obserwuje próby komunikowania się na grupach FB. Ktoś puszcza informację, ktoś inny czyta i interpretuje przez własny filtr. Obie strony są przekonane, że wiedzą o co chodzi a tymczasem mogą się całkiem rozjechać w interpretacji. Nadawca nie ma żadnego wpływu jak został odczytany i nie ma (bez relacji) szansy na korektę. Często z tego więcej problemów niż pożytku. Zresztą użyłem tutaj tylu skrótów myślowych, że nie wiem jak ktoś to przeczyta:).
    Wyście z tego widzę takie - trzeba znaleźć coś większego, bardziej prawdziwego żeby podjąć wysiłek zmiany, żeby móc zostawić to co pozorne. Problem jest tylko taki, że trudno jest puścić jedną poręcz, żeby przejść na drugą stronę ulicy i uchwycić się czegoś nowego. Zatem popieram postulat: ciało, intelekt i duch - wszystko razem i w harmonii, a nic nie traktować i nie zaspokajać odrębnie. Pozdr.

    OdpowiedzUsuń